piątek, 22 marca 2019

Kampania wyborcza po raz pierwszy – W obronie prezydenta


P1190109

tekst z lipca 2018

Oto wielkimi krokami zbliża się kampania wyborcza. Znaczy się dla jednych czas walki o dostęp do koryta, dla drugich walka o władzę na najbliższe cztery lata w takiej na przykład Pipidówce Małej, a dla takich jak ja – czas zabawy, uśmiechu i mam nadzieję – tematów na kolejne felietony.

Pierwszy już się pojawił, stąd też liczebnik przy tytule (tak, liczebnik, a nie cyfra przyszli maturzyści!).
Zacznę przyzwoicie, jak na magistra filologii polskiej przystało, od wstępu czyli prezentacji sytuacji ogólnej w mieście Ł., które będzie podstawowym przykładem kampanii wyborczej na mój użytek.

Cztery lata temu władzę objął tu młody, jak na polityka, chłopak. Na zastępców wybrał też chłopaka, wiek nieznany i reprezentacyjną dziewczynę, której wieku ze względu na płeć podawać nie wypada.
Rządzili więc sobie we trójkę w towarzystwie radnych i bezradnych. Miasto funkcjonowało, nawet Sylwester na Stary Rynek powrócił. Galeria handlowała. Ludzie rodzili się i umierali. Normalka.

Aż tu nagle, w ostatnim roku rządów sprawy zaczęły się rypać.

Ogłoszono przetarg na inwestycję publiczną – nie znaleziono wykonawcy, bo wykonanie nowego dworca autobusowego zdaniem fachowców od budownictwa kosztuje obecnie znacznie więcej niż podano to w kosztorysie zatwierdzonym przez radnych bezradnych.

Kupiono za pieniądze podatników stary hotel, by zmienić go w mieszkania komunalne. Okazało się, że znowu ktoś źle policzył. Przystosowanie budynku do zamieszkania będzie kosztowało więcej niż wybudowanie nowego.

Ba, nawet sprawa strefy relaksu i odpoczynku dla wracających z kościoła wiernych (wiadomo, kazanie może uderzyć w serce i wątrobę) padła... Nie wiadomo kto i za ile ma wybudować tężnie w Parku JP II.
Oczywiście byli i tacy, którzy prezydenta (- ów) bronili. Kiedy opracowywano koszty poszczególnych inwestycji, a następnie podano je głosowaniu radnym bezradnym, one były właśnie takie, jak na papierze. Tymczasem na rynku pojawiła się nadwyżka budżetowa w postaci 500+, 300+ oraz premii rządowych i rynek zareagował podwyżkami.

Przeceniony chleb w moim sklepiku kosztował 1,30 gr, a obecnie – 1,40 gr. Cen cementu, pustaków i asfaltu nie znam.

Taką linię obrony część twardego elektoratu przyjęła do wiadomości i warunkowej akceptacji. Gorzej z kolejnymi wpadkami.

Oto dziewczyna, znaczy się vice, ponoć zaczęła robić głównemu koło du..., znaczy się pióra, bo sama miała ochotę na główny fotel w ratuszu. Miasto wrzało od plotek, domysłów, teorii spiskowych. Nikt nikogo za rękę, znaczy się za język, no może w ogóle za nic nie złapał. Faktem, i do tego autentycznym, jednak jest, iż dziewczyna została natychmiast zwolniona i na kilka miesięcy w mieście zrobił się wakat vice prezydenta. Odwołana odpowiadała między innymi za edukację. Do dymisji podał się od razu naczelnik. Odwołano kurs języka angielskiego za unijne pieniądze i mój weterynarz, znaczy się lekarz mojej suni, pozbawiony został nauki, a bardzo chciał się dokształcać i wymieniać doświadczenia z weterynarzami z całej Europy, oj chciał. Ja też chciałam, bo na zdrowiu pieska mi zależy, oj chciałam... a tu nic.

I znowu odezwali się obrońcy prezydenta. Jeśli zdymisjonowana rzeczywiście kręciła coś poza plecami szefa, to ten przecież nie mógł tego tolerować. Niestety dla prezydenta, ten argument nie przekonał większości twardego elektoratu. Elektorat zaczął wątpić. O zwolnionej zaczęto coraz częściej mówić, że stała się ofiarą i jako takiej należy się …. stanowisko, o które rozpocznie się niedługo walka.
Dość szybko zwolniona została oficjalnym kandydatem oficjalnej partii na najważniejszy stołek. Co ciekawsze, urzędujący szef cztery lata temu też startował z ramienia tej partii, a w tej kampanii o poparcie się starał.

I żeby was czytelnicy nie zanudzać ostatnie dwa fakty.

Po pierwszym męczącym starciu w kampanii wyborczej prezydent i vice wzięli urlopy. W mieście zapanowało bezkrólewie.

I wtedy pojawił się nowy kandydat...
CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz