sobota, 16 marca 2019

Cebula

 
pobrane1

Tekst z lutego 2018

Więc było to tak:

Rozchorowałam się. Takie coś grypopodobnego. Katar, kaszel, ból mięśni, głowy, gorączka itp. W internecie wyczytałam, że ludzie teraz tak chorują i dlatego w przychodniach są kolejki. Stwierdziłam, że nie pójdę w tłum chorych, bo każda grypa, każde przeziębienie trzeba po prostu wyleżeć w cieple.
Położyłam się do łóżka. Z psem. Bo ten nie opuszczał mnie ani na krok. Zawsze tak jest, kiedy zdrowie mi szwankuje. Pilnuje mnie, wygrzewa. Słowem, obok polopiryny, znakomity sposób na ciepełko.
I tak sobie leżałam dzień, drugi, trzeci.... i patrzyłam w sufit lub telewizor. Nie, nie czytałam. Litery skakały mi przed oczyma. Ogólnie to smutno mi było. Świat był bezbarwny, sufit ciemny, ściany też...
Czwartego dnia postanowiłam wstać i sprawdzić, czy nie mam depresji. Włączyłam laptop. Zanim jednak kliknęłam w wyszukiwarkę, odwiedziłam znajomą stronę. A tam, od pierwszego górnego wiersza, dyskusja na temat …. cebuli.

Punktem wyjścia był filmik, pokazujący dziecko jedzące cebulę. Towarzyszył temu dialog:
  • Mamo, mogę zjeść to jabłko?
  • Nie, to cebula.
  • To jabłko!
  • Nie, to cebula.
  • To jabłko!
  • Skoro nalegasz, to zjedz.
I dziecko najnormalniej w świecie wsuwa cebulę. Niby nic, a jednak.... Dyskusja pod postem początkowo dotyczyła tematu, czy filmik jest śmieszny, tak jakby wszystko w sieci miało być z założenia śmieszne. Zdania były podzielone. Ktoś potępił matkę, że umieściła filmik i ludzie mają ubaw z dziecka. Inny napisał, iż pokazano tu jedną z metod wychowawczych polegających na zezwoleniu zdobycia własnego doświadczenia przez dziecko. Ta druga opinia zaważyła na dalszym ciągu dyskusji. Podstawowy głos stwierdził, że rodzice nie wychowują dzieci poprawnie, bo pozwalają na to, by dziecko samo decydowało o tym, co na przykład chce zjeść. Po co więc przygotowywać dziecku posiłki? Niech sobie je wszystko co chce: piasek z piaskownicy, brudy z ziemi itd. A tak w ogóle to najlepiej wystawić dziecko za drzwi i niech się samo wychowuje.

Nie załapałam, co ma jedzenie cebuli do wychowania dziecka, ale odpowiedziałam, że cebula to nie piasek. (O jedzeniu w dzieciństwie pajdy chleba z masłem, która upadła na ziemię, już nie wspomniałam, bo bałam się linczu na forum dyskusyjnym.) Odwołano się do moich uczuć wyższych – czy nie rusza mnie widok płaczącego rzewnymi łzami dziecka? Jasne, że nie rusza, przecież to cebula, każdy ryczy, kiedy ja obiera. Nie oznacza to, że dziecko jest maltretowane, reaguje na cebulę zupełnie normalnie.
Okazuje się, że nie. Matka kazała wpier.... tę cebulę, dzieciak je i płacze. Najlepiej to od razu zadzwonić do opieki społecznej, niech matce dziecko zabierają, bo je cebulę.

Podjęłam próbę wyjaśnienia, że cebula to bardzo zdrowe warzywo i nikt jeszcze od zjedzenia go nie umarł. Nawet linka wrzuciłam. Rozpoczął się kolejny etap dyskusji.

Przecież nikt normalny nie je surowej cebuli! - zabrzmiało złowrogo.

Jestem nienormalna. Ty też. Wszyscy jedzący surową cebulę w takiej na przykład surówce jesteśmy nienormalni.

Ba, cebula wkroczyła do polityki i historii.

Surową cebulę jadano jedynie na Syberii, za komuny i w skrajnej biedzie.

I tu mnie zatkało. Zaniemówiłam. Albo jestem na Syberii, albo żyję w czasach komuny, albo klepię biedę. Z tym ostatnim akurat mogę się zgodzić. W portfelu emeryta pustki. Nastał czas cebuli.
Włączyłam się jeszcze raz w dyskusję, prosząc o inne, równie ciekawe wnioski związane z cebulą, bo chcę napisać na jej temat bloga. Poszłam do kuchni i przygotowałam sobie kanapkę z masłem i cebulą. Wzięłam przykład z tych, co na Syberii wsuwali tę nieszczęsną cebulę, co za komuny forsy na lekarstwa nie mieli, bo żyli w nędzy i cebulą się leczyli. Też się wyleczę.

Wróciłam do dyskusji. Okazało się, że została zamknięta, post usunięty. Z oczy poleciały mi łzy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz