środa, 6 marca 2019

Krótka historia torebki foliowej


Niedawno uczestniczyłam w ostrej dyskusji na temat foliowej torebki. Pewna miłośniczka ekologii przyznała, że przegrała walkę z polietylenem spożywczym, chociaż walczyła zawzięcie, zacięcie i z wiarą. Zwolennicy plastiku twierdzili, że jest on jednym z najmniejszych problemów Matki Ziemi. Wskazali na bomby atomowe, uchodźców i rządy wybranych partii politycznych. Normalni ludzie kiwali ze zrozumieniem głową to w jedną, to w drugą stronę. Ja natomiast oddałam się wspomnieniom… (bo powoli zbliżam się do wieku, w którym lepiej pamięta się wydarzenia sprzed trzydziestu laty niż te z wczoraj).

Pamiętam swoją pierwsza torbę typu reklamówka. Do rodziców przyjechali znajomi z Trójmiasta. Jedno pracowało w „Baltonie”, które to wówczas przedsiębiorstwo kojarzyło się ze Zgniłym Zachodem. I właśnie taka reklamówka reklamująca „Baltonę” trafiła do moich rąk. Dostałam w prezencie. Była zapinana na małe plastikowe kuleczki, które „wchodziły” w równie małe otworki. Niezwykle kolorowa. Paradowałam z nią po ulicy, do szkoły też nosiłam. Aż pewnego dnia mój szkolny kolega szarpnął za nią i urwał rączki z kuleczkami. Wpadłam w szał. Kazałam mu naprawić bezcenną torebkę. I wyobraźcie sobie, że następnego dnia przyniósł naprawioną! Plastikowe rączki zostały przyszyte! Po wielu latach ów kolega bał się spotkania ze mną, ze względu na zniszczoną torbę…

Tak kiedyś, moi drodzy, szanowano folię! Rzadko pakowano coś w produkt sztuczny. Wszędzie królował papier. I to nie w formie torebki. W sklepach panie zawijały wszystko w arkusze szarego lub – ekskluzywnie – białego papieru. Ręka do góry, kto pamięta takie zwijane przez panią sklepową „rożki” z cukierkami? A kto pamięta, że zawinięte w ten sposób landrynki zlepiały się i czasami do ust trafiało kilka cukierków zamiast jednego? Mięso u rzeźnika też pakowano w papier. I ten papier potem w domu po prostu wyrzucano lub…. spalano. Mieszkałam w kamienicy ogrzewanej piecami na węgiel. Kuchnia też była węglowa.

Kiedy pojawiała się torebka foliowa, myto ją, suszono i wielokrotnie używano. Coraz częściej mówiono, że powinna zastąpić papier, bo papier to lasy, a lasy to tlen, a tlen potrzebny jest do życia. I tak coraz więcej plastikowych torebek zaczęło pojawiać się w naszych domach. Najpierw były owe reklamówki, które autentycznie coś reklamowały. W Peweksie pakowano towar w takie torby. Kto miał taką z Peweksu, uchodził za bogacza. Patrzcie, robi zakupy za dolary!

Potem do torebek trafiło mleko. Jaka to była radocha! Zamiast ciężkich butelek człek niósł do domu dwie torebki! Kiedy w słynnej mleczarni w Piątnicy zainstalowano taśmę „pakującą” mleko w owe torebki, szybko zorganizowałam wycieczkę dla swych uczniów. Pokazałam postęp. Ze swoimi małymi dziećmi spędzałam również wakacje u stryja. Codziennie kupowałam dwa litry specjału w folii. Przez pierwszy tydzień naszego pobytu stryj każdą torebkę mył i suszył. W drugim przestał. W szufladzie zabrakło miejsca. I to był pierwszy znak, że folii robi się zbyt dużo…

Czy dziś potrafimy żyć bez jednorazówek? Czy potrafimy w jednej torbie umieścić wątróbkę wieprzową obok kiełbasy myśliwskiej i twarogu, zawiniętych w papier i na wierzch położyć bochenek chleba ( tego w papier nie zawijano)? Jasne, że nie. Wystraszeni wirusami, zarazkami i bakteriami wszystko musimy mieć zapakowane osobno. Nie uwolnimy się od torebek z polietylenu. Nie wszystkie również możemy wykorzystywać wielokrotnie. Ten plastik to nie tamten, z którego wykonano moją pierwszą reklamówkę z „Baltony”.

W uwielbianym ongiś przez moich uczniów filmie „Mów mi Rockefeller” nauczyciel chemii przerobił śmieci w plastik, z którego wytwarzano piłeczki pingpongowe. Po pewnym czasie z piłeczek robił się piasek, który z kolei bohaterowie filmu, wspólnie z Arabami, sprzedali Japończykom. I na piłeczkach i na piasku filmowe postacie dorobiły się wielkiego majątku. Takie cuda tylko w kinie na taśmie celuloidowej, znaczy się znowu jakiś plastik…Cóż więc robić?  

Przeciwnicy torebek oczywiście uważają, ze trzeba walczyć z folią na wszystkich frontach. Wszyscy mają bawełniane i lniane torby i pakują w nie zakupy.

Przeciwny bomby atomowej, uchodźców i rządów wybranej partii będą zawsze twierdzić, że problem foliowych torebek jest sztucznie wywołanym problemem, by przykryć inne problemy polityczno-społeczne.

A normalni ludzie machną na wszystko ręką, pójdą do sklepu z dużą torbą pochodzenia naturalnego lub sztucznego, w którą zapakują zafoliowane mięsko, chlebek i marchewką. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz