wtorek, 5 marca 2019

Był Dzień Nauczyciela....



tekst z października 2015

Właśnie …. był Dzień Nauczyciela…Znajomi wytknęli mi, że niczego o nauczycielach nie napisałam, wszak ze mnie był nauczyciel… właśnie, też był… Ale napisać coś wypada. Zaczniemy od moich nauczycieli. Którzy wywarli największy wpływ na moje życie? Szukam w pamięci, szukam… Są!

Pierwszym była pani polonistka Anna Dymurska w piątej klasie podstawówki. Zauważyła, że dużo i różnorodnie czytam, pięknie recytuję, mam swoje zdanie w dyskusji i nieźle piszę. Moje wypracowania wyróżniały się nie tylko zawartością, ale i ilością napisanego tekstu. Pani od polaka pozwalała mi na „wypisanie” i „wygadanie” się, mimo iż moje wypowiedzi były często rozbieżne z tym, co nazywamy programem nauczania. Przekorna byłam zawsze i taka pozostałam do dziś. Dzięki pani od polskiego nie boję się wypowiadania własnego zdania, nadal piszę to i owo, i dobrze mi z tym.

Drugim belfrem był już opisany przeze mnie nauczyciel historii - Bartłomiej Ranowicz, który olał program nauczania i podczas lekcji zapoznawał nas z historią rodzinnej ziemi wałbrzyskiej. Przypomnę – historia złotego pociągu i ukrytej w Górach Sowich bursztynowej komnaty jest mi dokładnie znana od 1974.  Człowiek zaszczepił mi miłość do małej ojczyzny, która trwa, mimo iż od czterdziestu lat w Wałbrzychu nie mieszkam.

Kto jeszcze… który jeszcze z nauczycieli wpłynął na moje życie?…

Szukam w zakamarkach pamięci i dalej nic… jest paru normalnych nauczycieli, a potem gromada nawiedzonych. Takich, co to wypruwali sobie żyły, poświęcali swoje życie i życie własnych dzieci (znaczy się czas prywatny), podawali serce na dłoni, przychodzili chorzy do szkoły, by tylko mnie czegoś nauczyć.  A ja oczywiście byłam niewdzięczna i oczywiście nie doceniłam ich pracy i tego, no jak tam – poświęcenia. Mało tego, brakowało, bym w ogóle przestała się uczyć!  I co? No tak! Ci mieli największy wpływ na moje życie!

Pewnego dnia, wściekła na któregoś z tych, co to pozbawiali się tych żył w imię edukacji, postanowiłam, że belfrem zostanę i to ze wszystkimi żyłami.

Przeżyłam w szkole trzydzieści lat. Jako przedstawiciel pokolenia komuny po tym czasie przeszłam na emeryturę. Żył sobie nie wyprułam, chora do szkoły też nie przychodziłam, bo zbyt zależało mi na własnym zdrowiu i zdrowiu uczniów, własnych dzieci nie poświęcałam. Po prostu – zabierałam je na szkolne imprezy oraz wycieczki. A jakim byłam belfrem? O to trzeba by uczniów zapytać… Sporo grupa mówi, że byłam inna niż pozostali nauczyciele. Kontrowersyjna. Kiedyś mój syn powiedział, że póki co, spotykając moich byłych uczniów, od żadnego po pysku za przewinienia matki nie dostał. Zachwytów typu „wspaniały człowiek” też nie słyszał. Ale na wspomnienie o mnie uśmiech na twarzy był. Mówią o mnie, że miałam (i chyba nadal mam…) dystans do samej siebie. Uczniowie robili mi numery, ja nie pozostawałam im dłużna. Różnie bywało. Jak to w życiu. Swych uczniów spotykam obecnie na koncertach rapowych, w halach sportowych, na wernisażach. Większość poznaje. To mnie czasami głupio, bo nie poznaję. Czasami wypijemy piwo, czasami coś więcej...
Słowem, praca nauczyciela była dla mnie pracą, jak każda inna. Jak każdą inną trzeba było ją solidnie wykonywać. Fajna była, bo to zawsze kontakt z żywym człowiekiem. Ciekawa była, bo ciągle coś się działo, człowiek na nudę nie narzekał. I te wakacje były, i te ferie, i te święta… dla samotnej matki Polki był to prawdziwy rarytas.

Dwa lata temu zorganizowaliśmy spotkanie – trzydzieści pięć lat po maturze. Oj, działo się, działo! Wspominaliśmy kolegów, którzy już niestety odeszli, plotkowaliśmy o tych, którzy na spotkanie nie przyszli, wspominaliśmy stare szkolne uczniowskie numery. O uczących nas nauczycielach… mówiliśmy niewiele, żeby nie powiedzieć – wcale.

Po paru dniach od tamtego wydarzenia uczestniczyłam jako emerytka w uroczystościach związanych z Dniem Nauczyciela. Usłyszałam ponownie o tych żyłach, sercu i poświęceniu. Opowiedziałam o klasowym spotkaniu i braku nauczycielskiego tematu… Wprowadziłam atmosferę niepokoju… jak to, nie będą pamiętać?
Normalnie. Zwyczajnie. Praca jak każda inna.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz