Przyrostu naturalnego u nas nie ma. Dlaczego? Powodów setka i więcej. Ostatnio modne było hasło, że dzieci to nie problem, to inwestycja. Zatem, kto nie ma co inwestować, nie inwestuje, czyli mówiąc po chamsku – dzieci nie robi.
Kiedyś obowiązywało inne hasło: „Jak Bozia da dzieci, to i na dzieci da”. I o dziwo, społeczeństwo się rozmnażało, chociaż panowała komuna. Największy powojenny przyrost naturalny? W czasie stanu wojennego, czyli w latach osiemdziesiątych. Człowiek martwił się wówczas, żeby tych dzieci za dużo nie było. Opowieści o pani kioskarce, przebijającej igłą prezerwatywy, były niczym środek antykoncepcyjny.
Dziś dziecko się planuje, a najpełniejszy obraz takiego działania mamy w serialu „Ranczo”. Wioletka stosuje kalendarzyk małżeński i mierzy temperaturę. Gdy ta podskakuje o dwie kreski, ściąga do łożnicy męża - posterunkowego Staśka wprost z ulicy, kiedy ten ma policyjną interwencję.
I tak sobie chaotycznie myślę od kilku tygodni o tych dzieciach…. Dlaczego ich nie ma?
Olśnienie! Wiem! Dzieci to nie inwestycja. Dzieci to RYZYKO!
Już uzasadniam.
Moja koleżanka wydała dziecię za mąż. Ma trochę majątku nieruchomego więc postanowiła przekazać go w formie darowizny wnukowi, który ma pojawić się na świecie. Zakomunikowała to przyszłym rodzicom i usłyszała sprzeciw: „Mamo, nigdy! A jak źle wychowamy dziecko i po uzyskaniu pełnoletności przepije lub przećpa twój majątek?”.
No właśnie, dziś wychowanie dziecka to ryzyko.
Pomińmy sprawę wychowania na alkoholika czy ćpuna, wszak każdy rodzic chce dla potomka jak najlepiej. Ale jak w obecnych czasach wychować je dobrze?
Zaczyna się od problemów wieku niemowlęcego. Jeśli nasze maleństwo jest ogólnie płaczliwe lub ma tzw. kolkę, to jego ryk zakłóca spokój mieszkańców bloku. Ale żeby tylko spokój… Sąsiad, zatroskany losem płaczącego dziecka, po obejrzeniu kilku programów interwencyjnych, daje znać odpowiednim władzom, że tu i tu dziecko ryczy. W progu mieszkania zjawia się dzielnicowy z przedstawicielem ogólnie pojętej opieki społecznej i dokonuje wizji lokalnej, czy aby niemowlakowi krzywda się nie dzieje. I nawet jak się nie dzieje, odpowiednia notatka zostaje sporządzona, teczka założona, rodzina zapisana.
Kiedy maleństwo trafia do przedszkola, jest obserwowane przez jego pracowników. I nie daj boże, podczas gry w piłkę z tatą, na spacerze z mamą lub podczas zabawy z rówieśnikami dziecko upadnie, nabije sobie guza, nabawi się siniaka, zadrapań i w takim stanie przyjdzie do przedszkola… Przedszkole widząc obrażenia zawiadamia odpowiednie organa. I ponownie w domu zjawia się dzielnicowy i opieka społeczna. Tym razem pada pytanie, czy po wypadku w piaskownicy, na boisku, w parku rodzice byli z pociechą u lekarza. Nie? Skandal! Sami opatrzyli ranę? A są lekarzami, albo przynajmniej pielęgniarkami? Źle wykonują obowiązki rodzica. Jak dziecko wywróci się i skaleczy należy natychmiast… I tak oto kolejna notatka w teczce założonej trzy lata temu. Nie dziwmy się zatem, że rodzice najchętniej sadzają dzieci przed komputerem. Tu się nie skaleczą.
Potem szkoła. Pierwsze lata, podobne do przedszkolnych. Potem następuje okres burzy i naporu, czyli czas dojrzewania potomka. I teraz dopiero zaczyna się. Dziecko ma swoje prawa. Jeśli rodzic każe pomagać w pracach domowych, to znaczy, że wykorzystuje potomstwo do prac fizycznych. Jeśli nie chce kupić najnowszego modelu „komórki”, nie zapewnia dziecku odpowiednich warunków życia. Jeśli każe chodzić do znienawidzonej szkoły, niszczy jego psychikę. Taki nastolatek może złożyć skargę na rodziców z każdego powodu. Stoi za nim cała armia obrońców i odpowiednich przepisów. A co mogą robić rodzice? Nic. Zawsze okaże się, że to oni są winni. Jeśli dziecko nie ma racji oskarżając rodziców – ich wina, jeśli ma – też ich wina. Do tego w założonej naście lat temu teczce są już notatki. Dziecko już w niemowlęctwie płakało… to jednak nie była kolka… w przedszkolu miało zadrapania i siniaki… nie od przypadkowego upadku… Teraz do akcji wkracza odpowiednia telewizja. Nagłaśnia sprawę męczonego przez lata dziecka. Milionowa widownia współczuje. Rodzicom zostają odebrane prawa rodzicielskie.
I jak tu mieć w dzisiejszych czasach dzieci? Mają je tylko odważni lub nieświadomi ryzyka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz