poniedziałek, 4 marca 2019

Mój Mordor


Mój Mordor
Najpierw moja ulica…Ogińskiego…niby ciągle taka sama. Stojące w pochylonym szeregu kamienice zmieniają kolory. Obok mojej pojawia się seledynowa. Jaki kolor chciałabym widzieć na swojej? Gdybym oczywiście tu nadal mieszkała…Brąz? Będzie pasował do seledynowej?
Idę dalej, do góry. Tu stały butelki z mlekiem, które rano zjawiały się pod mieszkaniem. A tutaj mieszkała krawcowa. Ciocia mieszka nadal. Wujek odszedł…[*]
Teraz wierzba płacząca – bohaterka mego wiersza, miejsce po basenie, porośnięte trawą i perzem. Wejście na stadion. A może droga do miejsca, które nim było? Betonowe pozostałości po miejscach do siedzenia nie milczą. Wsłuchuję się w dźwięk grudniowych kropel deszczu uderzających w stare schody. Pamiętają czasy dumy, chwały, zwycięstw i honorowych porażek. Zaraz, zaraz po zielonej murawie biegają ludzie. Trwa trening. Gdzieś napisano, że stadion tu jeszcze będzie. Czekam.
Szpital ciągle ten sam. Zadbany. Miejsce narodzenia przetrwało wielkie wałbrzyskie tąpnięcie.
Teraz skręcam w Staszica. Starannie wtopione w starą „szeregówkę” nowe komunalne kamienice podobają mi się. Po lewej stronie kino Oaza. Staję przy drzwiach. „Dzień dobry. Jak dziś film grają?”. Ludzie uśmiechają się. Też jako dzieci przychodzili tutaj na „poranki”. Nam nie trzeba wyjaśniać, co to. Zaglądam do sali kinowej. „Kiedyś wydawała się większa…” „..bo pani była mniejsza” - słyszę. Z tyłu na górze dwa otwory. To stąd „leciały” filmy. Po prawej stronie drzwi. Tędy wychodziło się po seansie. Napisy „wejście” i „wyjście” miały swój pierwotny sens.
Piłsudskiego, dawniej Świerczewskiego. Zaraz będzie poczta. Już nie Urząd Pocztowy numer…, jedynie Filia Urzędu Pocztowego numer…Tuż obok najlepsza ciastkarnia w mieście, kiedyś. Ciastka były po dwa złote. Jeszcze biblioteka, pierwsza w życiu. Zniknął szyld. Książki przetrwały. Po drugiej stronie sklep „u Lusi”. Nie, już nikt tak nie mówi. Dziś to „okrąglak”.
Przy Piłsudskiego 100 stoi „Polo Market”. Nie ma mojej szkoły. Boisko zmienione w parking. Ludzie są zadowoleni, że mają blisko sklep.
……………………………………………………………………..
Wieczorem spotkanie z poezją. Trochę bałaganu, bo poeci nie organizują imprez, gubią się w konwenansach i formach. Słucham wierszy o moim mieście. Odbieram nagrody za swój. Ktoś chwali, ktoś krytykuje. Nieważne. Mam swój pierścień, który rządzi moim życiem.
Mordor
są tacy, którzy Wałbrzych nazywają Mordorem
Urodziłam się w Mordorze,
kiedy Żywy Ogień Koksowniczych Pieców
rozpalał Wnętrze Miasta.
Gimli z Ziomalami
dokopywał się do Jądra Ziemi.
Po Ciężkim Ulicznym Bruku
jeździły Czterokołowce przyczepione
do Pajęczej Siatki Szeloby.
Dziś gołe oko saurona nie świeci nad mordorem
elfy odpłynęły w głąb pełcznicy
belrog z gollumem utopili się w ostatnim szybie kopalni
krasnoludy leczą pylicę
aragorn z arweną wyjechali w nieznane
Ściskam w dłoni
Pierścień.
Wykułam go w ogniu Góry Przeznaczenia
Z węgla i łez.
Zawładnął mą duszą,
poruszył serce,
wbił się w mózg
i trwa.
Nie wychodź Frodo z Shire.
Pal z Gandalfem fajkowe ziele.
Nie zabieraj Różyczce ukochanego Sama.
Dokończ historię Bilba.
Twojej nie będzie…..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz