Poszłam na plotki do zaprzyjaźnionego małżeństwa. Głowa domu wyciągnęła wino i trzy kieliszki. W porządku. Wino lepsze, zagrychy nie trzeba szykować. Człowiek nie przytyje. Po trzech łykach białego wytrawnego temat rozmowy zszedł na dziennikarzy, telewizje, radia i internety, znaczy się portale internetowe. Tyle tego, że trudno ogarnąć. I z tego powodu trudno wszystkiemu i wszystkim wierzyć. Wspólnie z koleżanką zauważyłyśmy, że większość programów tzw. interwencyjnych to również tzw. przegięcie.
Kiedyś pokazywano szpital w miejscowości X. Pani Y miała problem w jeden z przychodni i zamiast zgłosić go do odpowiedniego organu w administracji szpitala, dała od razu znać do telewizji. Może i miała rację, nie oceniam. Telewizja od razu przyjechała i zaczęła kręcić. Dosłownie i w przenośni. Administracja szpitala obiecała, że zajmie się sprawą, wyjaśni ją i jeśli wina leży po stronie ośrodka medycznego – przeprosi i załatwi wszystko pozytywnie. I w tym momencie dziennikarz powinien czuć satysfakcję, że samo pojawienie się kamery, problem rozwiązało. Ale nie. Obecnie taki dziennikarz interwencyjny nadal temat rozwija. Tym razem udało się mu dostać do samego dyrektora.
I się zaczęło. Nacierając na dyrektora w jego gabinecie człowiek w asyście kamery rzucał gromadą pytań w stylu: „Czy zna pan sprawę pani Y? Dlaczego nie zna pan sprawy pani Y? Nie?! To co pan tu robi?!”Dyrektor zachował kamienną twarz, a dziennikarz nadal natarczywie upominał się o odpowiedź na postawione powyżej pytania. Na miejscu szefa szpitala wyrżnęłabym faceta w wiadomą część ciała. W ciągu dnia w podległych szpitalowi przychodniach i oddziałach przewija się ok. 1000 osób…Telepatii w przesyłaniu informacji jeszcze nikt w naszym kraju nie stosuje. Nawet politycy w kampanii przedwyborczej.
No tak, jak telewizja ma np. trzy kanały, na każdym trzy programy interwencyjne każdego dnia, to skąd brać w miarę sensowne interwencje, tym bardziej, że konkurencja nie śpi...
Teraz nagle wyskoczył ekstra temat – ubezpieczenia w szkole. Zasypywani jesteśmy wiadomościami jakoby to szkoły i ich dyrekcje oszukiwały biednych rodziców. Oferty firm ubezpieczeniowych są kiepskie, bo oprócz indywidualnych polis, takowe firmy oddają szkołom część składek w formie wspomagania np. remontu sali gimnastycznej czy zakupu nowego telewizora do biblioteki. Jak sięgam pamięcią do czasów swej pracy w szkole, od czasów transformacji gospodarczej zawsze tak było. Jeśli rodzic nie wiedział, to pewnie nie interesował się zagadnieniem lub nie bywał na zebraniach w szkole. Jeśli skleroza mnie nie myli, często podczas spotkań z rodzicami ten temat był poruszany. Mówiąc o składce na ubezpieczenie zawsze dodawałam, że zasady co i za ile są do wglądu w sekretariacie i można się z nimi zapoznać.
A teraz proszę – nagle afera! Ale refleks!
Jasne, trzeba na czymś zarobić, trzeba program zrobić. Kiedyś współpracowałam z lokalną gazetą i wiem, jak ten mechanizm działa. „Rety, mamy pół kolumny wolne! Siadać i pisać dwa listy do redakcji! Za dwie godziny pismo idzie do druku!”
Ale są i fajne tematy. Taki na dziś – złoty pociąg z Wałbrzycha. Zobaczcie, same pozytywne momenty. Jako wałbrzyszanka cieszę się. Świat dowiaduje się, gdzie jest Wałbrzych. Dobra lekcja geografii. Dobra lekcja historii. Archeologia – wszak trzeba kopać. Geologia – budowa gór. Dochód – turyści i dziennikarze przyjeżdżają, nocują, zwiedzają, jedzą – wszystko w wałbrzyskich hotelach, restauracjach i na turystycznych trasach. Opowieść – jak z powieści lub sensacyjnego filmu. O, nareszcie dobra interwencja w fajnej, tak po prostu, sprawie.
Mąż koleżanki nie poparł naszego entuzjazmu dla dziennikarstwa w stylu Indiany Jonesa. Rozlewając resztki wina do kieliszków, stwierdził, że wałbrzyskie złoto to większy spisek…
Rety, jaki?
Jest kilka wersji:
1. „Ktoś komuś” za to zapłacił…na pewno nie Wałbrzych, ale komu zależało na rozdmuchaniu tej sprawy? To się niedługo okaże.
2. „Ktoś” chce otumanić naród złotem, by ten nie szedł na wybory i zapomniał o polityce w czasie przedwyborczym. Choroba…antysystemowi?
3. „Coś” wisi w powietrzu, a pociąg to temat zastępczy. Kiedyś była nim aborcja. Ludzie dyskutowali, dyskutowali, a tymczasem banki podnosiły stopy procentowe, rząd wprowadzał niekorzystne dla przeciętnego obywatela ustawy… A teraz co będzie? To się zobaczy. W każdym razie o tym, kto komu nie podał ręki na Westerplatte telewizje, gazety i portale mówiły dzień, dobra, dwa dni, a historia złotego pociągu z Wałbrzycha póki co nie ma końca. Przypadek?
Wino było dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz