poniedziałek, 4 marca 2019

Komplementy......



Tekst z 2015

Nigdy pięknością nie byłam. Do zgrabnej sylwetki też było mi zawsze daleko. W związku z prezentowaną przeciętną urodą komplementy mnie skutecznie omijały. Jeśli już ktoś szepnął: „Ładna jesteś”, to miał do mnie jakiś interes. Jego słowa należało interpretować jako „Pomóż mi”. Sprawdzało się to w dziewięćdziesięciu przypadkach na sto. Owe dziesięć to z reguły pomyłki. Taka sytuacja początkowo mnie smuciła i wprowadzała w kompleksy, ale po pewnym czasie uznałam ją za  wyraźną i zupełnie czystą. Jak mogłam, to pomagałam w sytuacjach kryzysowych.

Im stawałam się starsza i miałam mniej możliwości pomagania, głównie finansowo-znajomościowego, komplementów było też coraz mniej. Wszystko zgodnie z naturą.
Ostatnio coś się jednak zmieniło. Nikt co prawda mi nie mówi, że jestem ładna, ale komplementy w innej formie słyszę i o dziwo, widzę.

Zaczęło się wszystko  od włosów. Jeszcze przed trzydziestką zauważyłam nie jeden, a kilka siwych włosów na głowie. Rozpaczy nie było. Jedna farba, druga… Byłam blondynką złocistą, ciemną, malowałam się na rudo, rubinowo, nawet czarno. Natomiast po rzuceniu palenia gęstość moich włosów zwiększyła się. Postanowiłam je na starość zapuszczać. A siwych przybywało, przybywało…W końcu powiedziałam – dosyć. I przestałam farbować. Włosy spokojnie siwiały i rosły.

Od ośmiu lat moje włosy farby nie widziały. Są, jakie są. Nie, nie… nikt mi nie mówi, że ładne. Jest inaczej. Czasami siedzę gdzieś sobie lub spotykam jakąś znajomą, której nie widziałam kilka lat i słyszę pytanie: ”Jaką  farbą malujesz włosy?” Informacja, że to mój naturalny siwy kolor przyjęta jest wówczas z pewnym takim niedowierzaniem. Natura wyposażyła mnie po prostu w ładną siwiznę.

Druga sprawa związana jest z moim wiekiem emerytalnym.  Sześć lat temu przysłowiowym rzutem na taśmę załapałam się na wcześniejszą emeryturę. Z racji obecnego wieku wiem, że na klasyczną emerytkę nie wyglądam. I nie dziwi mnie dokładne oglądanie mojej legitymacji emeryta (wraz z dowodem osobistym), porównywanie zdjęcia z rzeczywistością przez takiego na przykład „kanara” w komunikacji miejskiej, konduktora w pociągu lub pani bileterki w kinie.  

Ale ostatnio przydarzył mi się prawdziwy nieoczekiwany komplement.
W Bydgoszczy, podczas turnieju koszykówki z udziałem polskiej reprezentacji, grupa młodzieży z fundacji DKMS zajmował się namawianiem ludzi, do zostania dawcą komórek macierzystych i szpiku kości.

Przez trzy turniejowe dni młodzież rozdawała ulotki, informowała, pobierała materiał genetyczny od chętnych do tej szlachetnej sprawy. Może kiedyś zechcę o dawcach napisać? – przemknęło mi przez myśl. Postanowiłam zrobić sobie zdjęcie przy stanowisku DKMS. Poprosiłam młodego chłopaka, by strzelił mi fotkę. Kiedy zrobił, od razu przystąpił do …swojej pracy. Kazał usiąść podstawiając krzesło, zaczął mocno i wytrwale namawiać mnie do zostanie dawcą. „Ja raczej już nie…choroby już mam” – szepnęłam cicho. „A jakie? Zaraz zobaczymy, niektóre nie eliminują możliwości bycia dawcą” – szybko odpowiedział i zaczął przerzucać pliki kartek. „Bo, oczywiście pięćdziesięciu pięciu lat pani jeszcze nie ma”. Tego właśnie nie chciałam mówić…która kobieta przyznaje się do takiego wieku…?

Spojrzałam na chłopaka i  skinęłam głową na tak. Przestał przerzucać kartki, zrobił wielkie oczy i patrząc nimi w moje powiedział: „Niemożliwe…Nie wygląda pani na tyle…”

Och, dziecko kochane, jaki niesamowity komplement! Wierzę, że prawdziwy, bo któż by namawiał do zostanie dawcą osobę, która staro wygląda... Zostać dawcę można przez ukończeniem owych dwóch piątek…

Oczywiście podziękowałam młodzieńcowi i roześmiana, zadowolona poszłam oglądać mecz koszykówki.
Dawcą nie zostałam, ale …było miło!  

moja twórczość literacka na www.czarownice.kosz.pl 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz