poniedziałek, 4 marca 2019

Na ciemno

 tekst z 2017 r. 

Dziś będzie coś o ubieraniu się….Nie, nie o modzie, bo na tym nie znam się w ogóle. A nawet jakbym się znała to i tak żadna moda wpływu na mnie nie ma. Ubieram się po swojemu, stylu swego nie mam. Chociaż… Kiedyś jedna z uczennic powiedziała, że mój styl ubierania się to właśnie brak określonego stylu. Jeśli bym przyszła do szkoły w koszuli nocnej, to i tak nikt by się nie zdziwił. Zatem ustalone – stylu nie mam, aktualna moda mi wisi i powiewa. Skoro nie zwracam uwagi na swój strój, to i nie zauważam, jak ubierają się inni. Zwracam uwagę na to, co człowiek mówi, a czy ma na sobie spodnie w kratkę, czy spódniczkę w paski jest dla mnie sprawą drugo, a nawet trzeciorzędną.
I tak jest u mnie od x lat. Ale niedawno coś mi się w głowie zatliło. Coś z ubiorem związanego…

Na zakończenie roku szkolnego postanowiłam pójść do kościoła na specjalną mszę dla uczniów i nauczycieli. Wszak dobrzy ludzie dali popracować, praca okazała się przyjemnością, trzeba szkołę w kościele wesprzeć. Msza odbywała się przed szkolna uroczystością.

Wchodzę zatem do kościoła. W środku są już uczniowie, a ksiądz wraz z ministrantami zmierza do ołtarza. Wsunęłam się do ławki na samym końcu kościoła, mając beznadziejną nadzieję, że nikt mnie nie zobaczy. Dlaczego?

Przede mną w ławkach siedzieli uczniowie. Wszyscy ubrani przepisowo, w tzw. strojach galowych czyli czarne lub ciemnogranatowe garnitury – chłopcy, dziewczęta - w większości w ciemnych garsonkach. Gdzieniegdzie przebijał się kolor białej koszuli lub bluzki. Nauczyciele też w dopasowanych do gali ciemnych kolorach.
A ja – na lila róż!

Zupełny brak wyczucia czasu i miejsca – pomyślałam o sobie. Ale zaraz przyszła gorsza refleksja. Wybaczcie kochani, ale poczułam się jak na mszy żałobnej. Pewnie dlatego, że przez pięć lat nie uczestniczyłam w uroczystościach szkolnych, natomiast przyszło mi brać udział w kilku pogrzebach. Na mszy żałobnej ludzie są właśnie tak ubrani, na ciemno. Zapomniałam, że tak samo wygląda uczniowski strój galowy, a kościół wypełniony tak ubranymi małolatami to ich wzorowe zachowanie norm szkolnych.

Kiedy msza dobiegła końca, szybko wyszłam z kościoła. Na ulicy wtopiłam się w tłum zwykłych przechodniów i poczułam się normalnie.

Następnego dnia udałam się na spotkanie poetów. Miałam czytać mój wiersz. Była piękna słoneczna pogoda. Ubrałam się stosownie do niej – na niebiesko, jak błękitne niebo nad głową i pogodnie, jak tekst mego wiersza. Wchodzę do sali i ponownie lekkie zaskoczenie. Nie, nie od razu na czarno – biało. Były też kolory inne, ale większość osób miała na sobie ubrania w stonowanych barwach. Jak drobne kwiatki, to ciemne, jak duże to szare. O, jest pani na pomarańczowo, jest na turkusowo, ale dlaczego ta na kolorowo ma czarną marynarkę na sobie? Znowu wcisnęłam się w kąt. Tym razem jednak musiałam się wycisnąć, żeby wiersz przeczytać. Tak jak ja wyglądałam odmiennie, tak i mój tekst był inny. Wszyscy czytali poezję ambitną, zaangażowaną, o wielkich ideach i ważnych sprawach. Mój wiersz był o takich nieważnych sprawach ….

Wracając do domu kupiłam dwa piwa. Jedno wrzuciłam do lodówki, drugie otworzyłam pytając samą siebie – co ze mną jest nie tak?

Oni na ciemno, ja na różowo, oni poważnie, ja wesoło…. Przy drugim piwie pytanie brzmiało już inaczej – czy ze mną jest coś nie tak? Efektem moich rozważań był przegląd garderoby. Usunęłam większość ciemnych bluzek (dwie zostawiłam, na pogrzeby niestety będę chodziła), dwie czarne spódnice też wystarczą. Spodnie niech sobie wiszą spokojnie. Do bielizny się nie przyczepiłam, wszak jest zakryta.
I niech się teraz ze mnie nabijają!
moja twórczość literacka na www.czarownice.kosz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz