poniedziałek, 4 marca 2019

Sznurekgate czyli afera na poniemieckim strychu

 Niedawno odwiedziłam rencistkę  Zofię. Mieszka ona w  starej poniemieckiej kamienicy, czyli w mieście, które przed 1945 rokiem należało do Niemiec. W związku z tym, że kamienica nie piramida, a niemieccy budowlańcy nie Egipcjanie, w kamienicy Zofii postanowiono po osiemdziesięciu latach zmienić dach. Zofia początkowo miała wątpliwości co do słuszności podjętej przez większość lokatorów inwestycji. Stwierdziła, że mieszka na parterze  i przeciekający dach zupełnie ją nie interesuje. Demokracja to jednak rządy większości, zatem rencistka została przegłosowana.

Dach wyremontowano, wymieniono, na strychu naprawiono co się dało. Zofia wykonanie nowego dachu  oczywiście skrytykowała. Stwierdziła, że dekarze zapomnieli o przymocowaniu do wszystkich belek uchwytów na sznurki. A sznurek na strychu to rzecz niezbędna. Według Zofii strych służy głównie do  wieszania prania i uchwyty powinny wszędzie być. Najgorsze było jednak to, że zabrakło ich w miejscu, gdzie od pięćdziesięciu lat pranie wieszała rodzina Zofii. Cóż więc zrobiła Zofia? Powiesiła sznurek po stronie sąsiada. „Musiał dać w łapę, bo jemu uchwyty zrobili” – szepnęła mi w zaufaniu.
Sąsiad oczywiście się zdenerwował. Zwrócił się do sąsiadki  o ograniczenie ilości sznurka. (oto dialog według relacji Zofii)
- Pani jest jedna, nas dwoje.
- I co z tego? Mam prawo do strychu, bo za niego płacę.
- Ale pani ma mniejsze pranie, bo tylko z jednej osoby, a nas jest….
- Co pan sobie myśli, że jak jestem sama to można mnie wykorzystywać! Płacę za strych tyle samo co pan i mogę zająć taką sama powierzchnię strychu co pan i żona! Jeśli chcecie więcej strychu, to płaćcie więcej.
Sąsiad dał za wygraną, co oczywiście Zofii nie zadowoliło i dodała kilka epitetów pod jego adresem. Przy okazji dostało się bliżej nieokreślonemu zarządowi, co to zarządzać nie umie, a nawet mnie, co to niczego nie rozumiem, bo mieszkam w bloku. Pytam więc Zofię, czy nie mogłaby tak dorobić uchwytów po „swojej” stronie.
- Nigdy w życiu! Niech ci, co je zniszczyli odbudują!
Tłumaczenie, że nikt niczego nie zniszczył, a po prostu postawiono nowy dach, nie miało sensu . Zofia swoje wiedziała. Zaczęłam zatem z innej strony – jak często rencistka korzysta ze strychu. I tu zaczęły się schody. Jeszcze większe niż te z parteru na strych. Postawiona w krzyżowy ogień pytań, Zofia przyznała się, że na przykład, kiedy na dworze jest ciepło,  to wcale nie wiesza prania na strychu, bo wiesza je na podwórku.
Wyjrzałyśmy przez okno. Stare, oczywiście poniemieckie podwórko, a na nim cztery słupy ze sznurkami. Dwa należą oczywiście do Zofii. Ale wieszanie na sznurkach tkwiących na słupach staje się coraz bardziej utrudnione. Rencistka wskazała samochody parkujące przed kamienicą. Według niej psują widok z okna, zabierają miejsca na rozwieszenie prania, smrodzą i zakłócają ciszę. Najgorzej jest zimą. Stanie taki dupę do okien, grzeje ten silnik i grzeje, smród z rury wydechowej dostaje się do mieszkania.
- Przecież tu okna nowe, szczelne, a zimą są zamknięte – zwróciłam uwagę.
- A jak akurat będę chciała w tym momencie wywietrzyć mieszkanie, to co?
- A nie można poczekać, aż samochód odjedzie?
- A dlaczego ja mam czekać? Niech on poczeka, aż skończę wietrzyć i dopiero rusza.
Najgorsze jest jednak to, że większość lokatorów posiada takowe maszyny i nie zaprotestowało przeciwko likwidacji kilka słupów w celu zrobienia miejsc parkingowych. Jeśli jednak tkną sznurki Zofii, to ona już im pokaże. Co? Sznurek?
Zofia posiadała kilka metrów sznurka na strychu i kilka na podwórku. I wtedy o zgrozo, dostrzegłam co najmniej pięć metrów sznurka w kuchni. Dyndał wysoko nad moją głową. Trzymały go wbite w ścianę kołki z hakiem.
- A te sznurki to w jakim celu? – zapytałam nieśmiało.
- Jak to w jakim? Żeby pranie powiesić!
Sznurek nad moją głową ponownie zadyndał. Zadrżałam. Jeśli Zofia ma obsesję na punkcie sznurka to może ten nad głową przeznaczony jest dla mnie? Albo zaraz wyciągnie kolejny i zawiesi na mojej szyi? Brrr.... ale może Zofia to uosobienie czystości?
- A teraz gdzie wisi pranie? – zapytałam delikatnie zerkając w stronę sufitu.
- Nigdzie. Nie prałam.
- A kiedy pranie?
- Nie wiem. Ja nie wychodzę z domu i nie brudzę się.
Obiecuje, ze rencistkę Zofię jeszcze odwiedzimy nieraz. Ona naprawdę istnieje….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz