poniedziałek, 4 marca 2019

Pociąg ze złotem wspomnień


tekst z sierpnia 2015
Takiego wydarzenie jeszcze w moim życiu chyba nie było… Przez dwa dni, w radio, telewizji, internecie gościło najbardziej magiczne dla mnie ze wszystkich słów – mój jedyny, ukochany rodzinny WAŁBRZYCH. Wszystko za sprawą złota w pociągu, który jechał kiedyś w stronę mego miasta i nie dojechał. A było to w czasach II wojny światowej, kiedy znajdujące się w pobliżu Góry Sowie przekopano wzdłuż i wszerz.
Z wałbrzyskimi zagadkami związane są jedne z najmilszych moich wspomnień. I muszę się nimi podzielić, właśnie teraz, kiedy o Ziemi Wałbrzyskiej tyle się mówi. Jestem wałbrzyszanką, które w wyniku różnych okoliczności i ku własnej rozpaczy, znalazła się poza miejscem urodzenia. Jako że życie pisze różne scenariusze, do Wałbrzycha już nie wróciłam… ale wspomnienia dzieciństwa i wczesnej młodości pozostały. Te o skarbach też…

W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych, kiedy byłam uczennicą ósmej klasy podstawówki, w drugim półroczu, dostaliśmy nowego nauczyciela historii. Człowiek od początku był… po prostu inny. Jego metody nauczania też były …dziwne. Zapisywaliśmy temat lekcji, pan trochę pogadał, wskazał strony w książce, na których ów temat się znajdował, a potem zaczynał opowiadać. O czym to on nam nie opowiadał… o zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu, o V Kolumnie, o V1 i V2, o…. wielu innych rzeczach. 

Oczywiście w podręczniku te wiadomości znajdowały się, ale opowieści nauczyciela były zdecydowanie ciekawsze. Byli i tacy uczniowie, którzy głównie cieszyli się, że nie ma klasówek i odpytywań. Ja byłam w grupie, która wchłaniała w siebie pasjonujące historie związane z II wojną światową. I tak od wielkich podręcznikowych wydarzeń nasz nauczyciel doszedł do historii Dolnego Śląska, terenów znajdujących się przed 1945 rokiem w  granicach Rzeszy. Dowiedzieliśmy się, że blisko nas jest też wielka historia. Tajemnicza historia. Najpierw zamek Książ, historia księżnej Daisy  i podziemne lochy. Potem Góry Sowie. Historia więźniów z Głuszycy. Opowieści o strzegących tajemnicy ludziach… jeśli ktoś niepowołany zbyt daleko zabrnął w tunelach pod Walimiem – ginął z ich ręki. W UFO nikt nie wierzyła, ale historia tajemniczego pociągu, który wywiózł z twierdzy Breslau wielki majątek niemiecki i zginął gdzieś na trasie Świebodzice – Wałbrzych była wielce prawdopodobna. A może w sowich sztolniach znajduje się Bursztynowa Komnata?

Okazało się również, iż nasz historyk był  nie tylko wspaniałym gawędziarzem, ale również turystycznym przewodnikiem, wybitnym znawcą całego regionu. Posiadał odznaki turystyczne, prowadził wycieczki po wałbrzyskich górach. Oczywiście namówiliśmy go na jedną, taką pożegnalną… kończyliśmy właśnie podstawówkę...
Wybraliśmy się na pieszą wycieczkę właśnie w Góry Sowie. Przed wymarszem dostaliśmy instrukcję jak mamy iść, jak się zachowywać na trasie, którędy ona prowadzi.  Posługiwania się mapą i kompasem, oznakowania tras turystycznych nauczyliśmy się wcześniej… na lekcjach historii.

Oczywiście nie bylibyśmy nastolatkami, żeby nie narozrabiać… Tym bardziej, że pan od historii był jedynym naszym opiekunem i szedł z przodu. Komuś zachciało się zapalić, ktoś chciał wypić wino…I silna grupa pod wezwaniem pozostała w tyle. Popełniliśmy największy z błędów na turystycznej trasie – straciliśmy z oczu  naszych kolegów. Kiedy jedni wypalili, drudzy wypili, postanowiliśmy resztę dogonić. Ujrzeliśmy ich nagle na jednym z zakrętów. Skróciliśmy sobie zatem drogę idąc na skróty przez las. Bo bliżej. Gdzie wyszliśmy – nie wiemy. Droga się skończyła. I o dziwo, nie spanikowaliśmy. Ktoś stwierdził, że trzeba wyjść na najbliższe wzgórze i poszukać przewodów elektrycznych. Tam jest zawsze jakaś cywilizacja. Znalazły się druty, a u podnóża - wieś. Przepytaliśmy jej mieszkańców i okazało się, że wsi Glinno nie było w ogóle na trasie naszej wycieczki. Ale stąd blisko do Walimia, który co prawda był na trasie jutrzejszego dnia, ale można zajrzeć do miasteczka wcześniej. W Walimiu zaczęło padać. Znaliśmy cel naszej wędrówki, ale jakoś nie uśmiechało się nam iść w deszczu. Zajrzeliśmy na plebanię. Księdzu proboszczowi powiedzieliśmy prawie całą prawdę (przemilczając papierosy i wino). Na dwie tury zawiózł nas do Rzeczki, gdzie nasza wycieczka miała zamówiony nocleg…

Byliśmy pierwszymi, którzy dotarli do noclegowni. Reszta dołączyła później. Pani od historii obejrzał nas dokładnie, stwierdził, że nic nam się nie stało i …dał nam święty spokój. Żadnych nagan, żadnego krzyku, żadnych konsekwencji… Była za to kolejna opowieść o walimskich sztolniach, które mijaliśmy jadąc z księdzem Fiatem 125 P.
Kiedy w latach dziewięćdziesiątych zrobiło się głośno o tajemnicy Gór Sowich, uśmiechałam się. Kiedy powstał serial „Tajemnice twierdzy szyfrów” też się uśmiechałam. Teraz, kiedy mowa o złotym pociągu, również się uśmiecham. Przecież ja o tym od dawna wiem... Fajnie odkurzyć dzieciństwo… Fajnie przejechać się pociągiem ze złotem… prawdziwym złotem … dzieciństwem.

Odwiedzajcie Wałbrzych i jego okolice. Jeśli pociąg zostanie odnaleziony, jest tam jeszcze kilka skarbów do odkrycia! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz