tekst z lipca 2016
Dziś będzie poważnie. Dziś będzie o starych, przepraszam - wiekowych - ludziach. Ostatnio wiele się mówi na temat tych, co już nie produkują, a jedynie wyciągają z budżetu forsę na emerytury, lekarstwa i pobyty w szpitalach. Sama jestem już w tym gronie i doskonale zdaję sobie sprawę, jak bardzo obciążam państwową kasę. Ale wiem, że może być jeszcze gorzej, bo i stan mego zdrowia może się pogorszyć. Tym bardziej, że ostatnio posłowie dokonali bliżej nieokreślonych zmian w bliżej nieznanej mi ustawie i zakazali łączenia placówek typu dom dziecka z domami pomocy, opieki społecznej. Nie może ich łączyć nawet podwórko. W uzasadnieniu posłowie napisali: "(...) dzieci, wychowując się w otoczeniu starości, choroby i śmierci, stykają się na co dzień z dramatem samotności ludzi częstokroć pozbawionych wsparcia najbliższej rodziny. Funkcjonowanie w takim otoczeniu jest bardzo trudne dla osób dorosłych. Tym bardziej trudno je uznać za odpowiednie dla prawidłowego kształtowania postaw i rozwoju emocjonalnego dzieci".
Skopiowałam, wkleiłam, mam nadzieję, że "Gazeta Wyborcza" kłamie, bo mi, osobie w wieku emerytalnym, w głowie nie może się pomieścić, że człowiek wymagający pomocy jest złym wzorcem dla młodego pokolenia, że poprzez kontakt z osobą samotną, do tego chorą, dziecko będzie miało skrzywioną psyche.
Wracam zatem do swego tekstu. Nie opiekowałam się osobami starszymi i schorowanymi. Po prostu - los tak chciał, że moi dziadkowie i rodzice odeszli wcześnie, zbyt wcześnie. Ale robiły to moje koleżanki.
Zośce powodzi się całkiem nieźle. Dużo pracuje, ale również dużo zarabia. Ma własny, duży dom. Kiedy rodzice przestali sobie samodzielnie radzić, zajęli w jej domu cały parter, a Zośka wynajęła całodobowe opiekunki. Stać ją było na to. Rodzice odeszli do wieczności godnie, w otoczeniu najbliższych.
Teściowa Steni zachorowała na chorobę Alzheimera. Wymagała też całodobowej opieki. Stenię stać było jedynie na wynajęcie opiekunki na kilka godzin dziennie. W pozostały czas przebywała z chorą synowa lub syn. Wspólne zamieszkanie z przyczyn formalnych nie wchodziło w rachubę, Trwało to kilka miesięcy. Stenia i jej mąż praktycznie nie widywali się, małżeństwo praktycznie przestało istnieć... Zapadła decyzja umieszczenia starszej pani w domu opieki. Na pobyt zrzuciła się również dalsza rodzina. Kiedy odwiedzali ją, zauważyli, że jest przede wszystkim zadbana, ale również zadowolona. Odeszła po roku.
Podobnie było z mamą Kaśki. Tym razem była to osoba leżąca. Również mieszkała sama w niewielkim, komunalnym mieszkanku. Również Kaśka nie miała warunków, żeby wziąć ją do siebie. Zarówno ona jak i jej mąż pracowali na "zmiany" i nie byli w stanie spędzać całej doby z chorą. Też znalazła się w domu opieki. Tym razem emerytura chorej wystarczyła na pokrycie kosztów pobytu. Odeszła po pół roku.
Z Baśką i jej mamą było trudniej. Obie schorowane, obie z niskimi dochodami. Ubogie mieszkanie. Ubogie życie. Przysługiwały im wszelkie dodatki. Nawet opiekunka przychodziła dwa razy w tygodniu na dwie godziny, by zrobić zakupy i posprzątać mieszkanie. Mama niestety zapadła na Alzheimera... Praktycznie całą opiekę nad nią sprawowała poruszająca się o kulach Baśka. Co przeżyła.... trudno opisywać. Trwało to latami. I kiedy mama odeszła, wydawało się, że Baśka wreszcie odetchnie. Stało się inaczej. Baśka straciła sens życia. Stałą się zrzędliwa i uciążliwa dla otoczenia. Dziś ma utrudniony kontakt z ludźmi. Nikt i nic jej się nie podoba. Nie ma przyjaciół ani żadnej rodziny. Na pobyt w domu opieki nigdy nie będzie jej stać.
Renia wraz z siostrą opiekowała się chorą matką. Przez kilka lat pełniły dyżury po dwanaście godzin na dobę. Nie, nie myślały o domu opieki. Wytrwały. Państwowa opieka? Oczywiście zasiłek opiekuńczy. Ile on teraz wynosi? Czy wystarczy, aby wynająć opiekunkę na kilka godzin dziennie płacąc jej po 12 zł za godzinę?
Moje koleżanki nie utajniały opieki nad starymi schorowanymi ludźmi przed swoimi dziećmi. Wprost przeciwnie. Dzieci w różnym wieku, wnuki chorych, po prostu pomagały. Nikomu do głowy nie przyszło, by izolować je od babć i dziadków. Również staruszków nie izolowano od świata.
Od paru lat obserwuję rodzinę, która odpoczywa na terenie mojego skate parku. Jedna, a czasami dwie kobiety przywożą trzecią na specjalnym wózku i ustawiają twarzą do słońca lub w cieniu, jeśli jest upał. Siadają na kocu przy wózku, czytają, rozmawiają. Towarzyszy im mały, wesoły kundelek. Czasami widzę wśród nich nastolatkę. Nikt nikogo się nie wstydzi. Wystawiają się na widok publiczny, są wzorcem do naśladowania, wzbudzają radosne uczucia, że można, że tak trzeba, że w sumie nic złego się nie dzieje... Normalne.
A więc jest to kraj dla starych ludzi? Dzieci mogą wychowywać się w sąsiedztwie chorych i kalekich osób?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz