czwartek, 7 marca 2019

Popęd pędzi pędem

Tekst z 2017 

Niedawno, na wiadomym portalu, uczestniczyłam w dyskusji na temat wczesnego rozpoczynania życia seksualnego. Punktem wyjście był „alarmujący raport” o tym, że „siedmiu na dziesięciu gimnazjalistów ma za sobą inicjację seksualną. (…) a co ósma gimnazjalistka prowadzi regularne życie seksualne”. Przypomniała mi się pewna para, która wieczorem siedziała na ukrytej wśród krzewów ławce. Spacerowałam z psem i ujrzałam dwoje małolatów patrzących sobie w oczy… szepczących coś do ucha… on delikatnie obejmował ją ramieniem…słowem… wyglądali cudownie… aż mnie żal du… ściskał, że mnie nikt tak nie obejmuje… I właśnie po przeczytaniu o alarmie w sprawie seksu, wyobraziłam sobie owa parę w sytuacji „łóżkowej”. Też pewnie byłoby pięknie…
W związku z tym pod artykułem zamieściłam notkę:” A co w tym złego?” (że ten seks w gimnazjum).

Pierwszy odzew: „Poza tym, że często odbywa się to z przypadkowym partnerem, bez zabezpieczenia i dla niektórych kończy się niechcianą ciążą to zupełnie nie ma w tym nic złego”.

Zaraz, zaraz, czy tylko nastolatkowie robią to  z przypadkowymi partnerami? Tyle tylko, że dorośli to się raczej nie przyznają lub uznają owe „uprawianie seksu” jako dyscyplinę sportową. A gimbaza chwali się! A ciąża? Pochodzę z czasów, kiedy ciąż było jak „mrówków”. Nastoletnie dziewczyny zachodziły nałogowo, potem szybko wychodziły za mąż i rodziły. Jednym słowem panien w ciąży nie było. A jeśli jakiejś się trafiło, to sprawę ukrywano, oj ukrywano. Albo co gorsza – ciążę usuwano.

Tyle tylko co złego jest w ciąży? W czasach minusowego przyrostu naturalnego każde poczęcie jest na wagę istnienia ludzkości na terenach między Bugiem a Odrą i Bałtykiem a Tatrami. Gimnazjalistka w ciąży otoczona jest ze wszystkich stron opieką. Nauczanie indywidualne, pomoc społeczna, wsparcie Rady Pedagogicznej… Dlaczego zatem panikować z powodu poczętego dziecka? Aha, bo dorośli są bardziej odpowiedzialni za swoje plemniki i komórki jajowe. Oczywiście. Do tego stopnia, że w ogóle nie zamieniają ich w dziecko lub właśnie narodzone przekazują dziadkom i babciom do wychowania.
Potem w dyskusji pojawiła się matczyna troska, o to, by dziecię poszło do łóżka świadomie i bez presji.

O i tu już mamy postęp. Za moich czasów pójście do wyra z osobą płci przeciwnej w ogóle nie wchodziło w rachubę. A z tą samą płcią? Sodoma i Gomora! Cnota aż do ślubu! Zamieszkanie razem przed ślubem? To skandal! No więc ciągał się człowiek po jakiś akademikach, wypytywał, kto ma wolną chatę, w tajemnicy wyjeżdżał pod namiot, ukrywał się na łąkach, o innych miejscach nie wspomnę… Ale za to jakie pozycje w tych trudnych warunkach opanował! Kamasutra to przy tym piskuś!  Wszystko oczywiście robił bardzo świadomie. I uwaga! Ma na starość co wspominać!

Lećmy dalej. Oczywiście w dyskusji wynikł problem edukacji. Kto ma gimbazę uświadamiać? Sorry, gimbusy są już uświadomione. Trza nam do podstawówki. Tu od lat uważam tak samo. Edukację seksualną powinni prowadzić rodzice. Jeśli nawet zostali nimi w bardzo młodym wieku, to chyba przez 10 lat dorośli i mogą dziecko uświadomić. Chyba, że rzeczywiście dziecię uświadomi się samo… jak to za moich czasów bywało.
Mówią, że teraz to wszystko przez internet. My też mieliśmy taki internet, tyle, że w wersji drukowanej. Zakazana lektura jakoś do nas trafiała. (Czasami mam  wrażenie, że ukrywane w domach książki pojawiały się w pewnym momencie na widoku… tak, żeby małolat sam po nie sięgnął. Czyżby rodzice sami wyciągali je z zakamarków i podsuwali?)

Do dziś pamiętam… biało-czerwona okładka, a na niej zakazany tytuł ”Życie płciowe człowieka”… tajne spotkania, czytanie…. dyskusja… Zajęcia praktyczne?

Spotykałyśmy się w babskim gronie. Kiedy już tematykę poczęcia utrwaliłyśmy, nadszedł czas na poród. Jedna koleżanka na kanapie z lalką we wiadomym miejscu, druga – w charakterze położnej, trzecia czyta. „Nie tak, wolniej…bo główkę urwiesz”. I tematyka położnicza została opanowana.

Moje pokolenie wiadomości o poczęciu miało na lekcjach biologii dopiero w ósmej klasie, takiej obecnej drugiej gimnazjum. I dzisiaj i wtedy wszyscy byli już dokładnie uświadomieni.

W dalszym ciągu portalowej dyskusji odezwał się głos męski: „Siedmiu ma inicjacje za sobą, a pozostałych trzech nosi rurki”.

Rety, o co chodzi z tymi rurkami – młode pokolenie wprawiło mnie w zakłopotanie. Szybko włączyłam wujka Google… kolejne rety… spodnie typu rurki to dopiero jest problem!  Dla jednych seksowne, dla innych pozbawione męskości, dziewczynom się podoba, jak chłopak ma wszystko ściśnięte, niektórym chłopakom też jest przyjemnie…tu wrzask, tu poparcie, tu obrażanie płci trzeciej… Rurki to spodnie kontrowersyjne. Kiedyś miałam takie, ale właśnie schudłam i rurki już rurkami nie są. Byłam kontrowersyjna, nie jestem…

W sumie to i dobrze, niech młodzi w rurkach sobie pędzą pędem ze swym popędem. Takie ich prawo.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz