poniedziałek, 4 marca 2019

Trudne pytania...

Upał. Nie lubię. Nie chcę. Nic mi się nie chce. Wolę minus 20 niż powyżej plus 25. Okna zamknięte. Wiatrak, znaczy się wentylator włączony. Woda w lodówce. Piwo w lodówce. Jak się nie napiję piwa, to nic nie zjem. A mówią, że nawet w upały trzeba jeść…ale alkoholu pić nie można… Jak to pogodzić?  Mówią, że ludzie powinni siedzieć w domu i na upał nie wychodzić. Przed chwila wróciłam z „wyjścia” z psem (trudno to nazwać spacerem). Wszyscy siedzą w domach. Żadnego dzieciaka na podwórku. Żadnego człeka na balkonie. Okna pozamykane. Ludzie posłuszni nakazowi. Jednym słowem kataklizm. 

Klęska upału. Pozostaje oddać się we władanie myśli swobodnej. I tak jakoś przypomniało mi się kilka przedziwnych sytuacji związanych z historią i polityką.

Minęła rocznica wybuchu Powstanie Warszawskiego, przed nami Święto Wojska Polskiego. Po pierwszym i rzecz jasna przed drugim wydarzeniem tu i ówdzie zadawano dziwne pytania przedstawicielom starszego pokolenia, czyli takim jak ja. Pierwsze brzmiało: „ Czy w waszych czasach (czytaj PRL-u) mówiono o Powstaniu Warszawskim? Czy w ogóle wiedzieliście, że takie powstanie było?” – pytał wprost jeden z dociekliwych internautów. Ręka mi nieco zadrżała, kiedy przeczytałam to na jednym z portali.

No tak, za moich czasów po ulicach chodziły mamuty, a jedyną rzeczą, jakiej nas uczono to było łupanie kamieni…

Drugie pytanie wyjaśniło mi dokładnie przyczynę kiepskich wyników maturalnych z matematyki.

No dobrze, wiem, że pytania miały kontekst polityczny, ale wyjaśnienie młodym się należy.

Kochani, kiedy ja byłam w waszym wieku to żyło znacznie więcej osób, które wojnę przeżyło. Tak trudno to obliczyć? Jak widać trudno. I w związku z tym trudno byłoby nawet w czasach PRL-u ukryć, że powstanie było. Poza tym kochani, mimo że nie mieliśmy internetu, wiedzieliśmy o wielu różnych rzeczach. Nie musieliśmy czekać na szkolne lekcje, na zatwierdzony przez ministerstwo program nauczania, żeby znać historię. O powstaniu w Warszawie też sporo wiedzieliśmy. To przecież za naszych czasów powstał film „Kanał” (ręka w górę – kto oglądał?), a Bratny wydał powieść „Kolumbowie – rocznik dwudziesty” (rękaw w górę – kto czytał?). Na podstawie tej książki nakręcono serial (rękaw w górę – kto oglądał?) Oczywiście interpretacja wydarzeń, ich ocena mogła być inna, wszak inne czasy to były.

Przypomniała mi się jedna z sytuacji szkolnych z ostatnich lat ośmioklasowej podstawówki. Omawiałam właśnie na lekcji opowiadanie Iwaszkiewicza „Ikar” (jak nie znacie, to przeczytajcie). Po przeczytaniu tekstu zadałam standardowe pytanie: „Czy wszystko jasne? Może ktoś czegoś nie rozumie”. I się zaczęło. Co to było gestapo? Dlaczego tego chłopaka zabrano do szpitala? Dlaczego Niemcy mieli osobne miejsca w tramwajach? Jak wojna? Tu nikt nie strzela! Jaka okupacja? Zatkało mnie i nie chciało się odetkać. Podczas przerwy w pokoju nauczycielskim opowiedziałam koleżankom sytuację z lekcji. Odezwała się historyczka:” Nie wymagaj od nich takiej wiedzy. Tematyka II wojny jest dopiero w ósmej klasie w drugim półroczu.”

I to był pierwszy sygnał, że młode pokolenie uczy się historii w inny sposób niż moje.
Bo my moi drodzy słuchaliśmy opowieści starszych osób, bo my moi drodzy sami szukaliśmy w bibliotekach książek, bo my moi drodzy po prostu wiedzieliśmy…

Nie pamiętam zatem, kiedy po raz pierwszy dowiedziałam się o Powstaniu Warszawskim, o wydarzeniach w Katyniu, o walce na Westerplatte, o Hubalu… Skąd bierze się zatem wasze pytanie o to, czy mówiono w zamierzchłych czasach o historii Polski? Myślę, że są tacy, którym zależy, by wciskać wam kit, że moje pokolenie to było dno i wodorosty. I dziś w ten upalny sierpniowy dzień mówię NIE parówkowym skrytożercom ( jak powiedział klasyk w "Misiu").

Teraz bardziej polityczne pytanie często zadawane mi przez młode pokolenie: „Jak była ciocia prześladowana za czasów komuny?”. I co mam odpowiedzieć? Poprawnie politycznie, czyli dopisać sobie kilka faktów w życiorysie? Czy niepoprawnie, ale zgodnie z prawdą – ani ciocia, ani jej rodzina nie była prześladowana. Z jednym wyjątkiem – daleki kuzyn został przeniesiony z Politechniki Wrocławskiej do jej filii w Wałbrzychu. Protestował w 1968 roku. Kara dotkliwa nie była, wszak kuzyn mieszkał w Wałbrzychu… Jeśli zatem nie byłam prześladowana, to pewnie byłam mocno związana z komuną. Tak, zwłaszcza z tą opisana w poemacie Broniewskiego „Komuna Paryska”.
 „Noc, rozświetlona łuną,
złowroga, ciężka.
Chmurami ponad Komuną
zawisła klęska.

Zostało już niewiele
barykad i nadziei.
„Na śmierć, obywatele,
pójdziemy po kolei.”

 Uwielbiałam ten poemat, jak i uwielbiałam Broniewskiego, poetę uznanego swego czasu za piewcę komuny. A co najciekawsze – jeden z zespołów zajmujących się tworzeniem utworów patriotycznych, sięgnął właśnie po Broniewskiego…
Zatem nie byłam prześladowana, moja rodzina nie była związana z władzami ani poprzednimi, ani następnymi. Dzięki temu mogę więc pisać co myślę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz